O Morjim
Jedno z najsilniejszych wspomnień, które we mnie zostało z Indii, to moment, w którym otworzyłam drzwi Shali i uderzyła mnie fala spokoju i ciszy.
Półmrok panujący wewnątrz zapraszał do osadzenia się w tej przyjemnej, skupionej energii.
Odczucia lekkiej ekscytacji, spokoju, bezpieczeństwa i poczucie bycia we właściwym miejscu mieszały się i łagodnie krążyły po moim ciele.
Praktyka, szum oddechów, półmrok. Pozornie nic się nie działo, ale głęboko czuło się wagę chwili i siłę energii ludzi przechodzących przez własne procesy w uważności i zaangażowaniu.
Uwielbiam prostotę.
Pewnie dlatego ashtanga mnie tak zauroczyła. W prostocie robi się dużo przestrzeni. Dużo miejsca w sobie: na siebie, na obserwację i na czucie.
Sharmilla Desai stworzyła tę Shalę z ogromną dbałością właśnie o to, aby nic, co zbędne, nie zakłócało praktyki. Jej łagodność i wsparcie naprowadzały na eksplorację fizycznych możliwości przy jednoczesnym byciu w pełnym kontakcie ze sobą.
Uwielbiam wracać myślami do tego czasu i uwielbiam fakt, że te doświadczenia, wszystko, czego się tam nauczyłam, jest we mnie zapisane i pielęgnowane codzienną praktyką może się rozwijać.
Indie to dla mnie rollercoaster wrażeń: długie godziny bycia samej ze sobą, hektolitry najsłodszych masala chai, upał, któremu nie da się inaczej zaradzić, jak tylko się mu poddać, krowy stale mijane na poboczach, nieziemskie zachody słońca, kolorowe uliczne obrazy i hałas. Ale też mnóstwo czasu, żeby wszystko chłonąć i przyswajać.
Mam wrażenie, że taki był ten czas w Morjim: rozciągał się wzdłuż i wszerz, pozwalając wejść w głąb siebie, odpowiedzieć sobie na milion pytań albo odważyć się w końcu zadać te najtrudniejsze.
I jak każda podróż na swój sposób daje ten rodzaj doświadczeń, to fakt, że był to również czas nauki i praktyki ashtangi, sprawiał, że potrafiłam oddać się tym wewnętrznym procesom w pełni uważności, ciekawości, cierpliwości i czułości wobec siebie.
Marta